Latem skończył mi się Magnipsor, więc postanowiłem przetestować proste preparaty na łuszczycę. Na pierwszy rzut poszła maść nagietkowa. Pierwsze, co mi się rzuciło w oczy, to informacja na opakowaniu, że jest to produkt homeopatyczny. A ja nie bardzo wierzę w homeopatię. Skład to niewielka ilość nalewki z nagietka lekarskiego, trochę etanolu, a reszta to wazelina, stanowiąca zdecydowaną większość preparatu. Opakowanie nieduże (20 g), ale cena też niewielka. Nie pozostało mi nic innego, jak przetestować tę maść.
Charakterystyka maści nagietkowej
Właściwie to prawie w całości jest to wazelina, dlatego ma też takie właściwości fizyczne. Maść jest biaława, po posmarowaniu przezroczysta. Jest też tłusta i bez zapachu. Dosyć dobrze się rozsmarowuje. Maść nagietkowa nie brudzi, więc można ją stosować na każdej części ciała bez ryzyka ubrudzenia ubrań. Tylko może być problem nieco z owłosioną skórą głowy ze względu na tłustość maści. Będzie tłuściło włosy. Jednak która maść nie jest uciążliwa przy stosowaniu na głowę z długimi włosami? Chyba tylko płyny nie tłuszczą mocno.
Stosowanie i przebieg kuracji
Maść nagietkową stosowałem na głowę i jedną zmianę na nodze przez 4 tygodnie. Smarowałem codziennie rano. Na nodze w ciągu dnia wycierało mi się. Z kolei z głowy zmywałem maść co 2 dni. Zdarzało się, że w weekend nie smarowałem się 1, czasem 2 dni. Jednak nie zmywałem z głowy maści w tym czasie.
Rozpoczynając moje testy na głowie, miałem jasnoróżowe i niewielkie zmiany w kilku miejscach. Na niektórych była lekka łuska. Przez cały okres testowania, łuszczyca na skórze głowy systematycznie się rozprzestrzeniała. Zmiany zrobiły się też bardziej czerwone i widoczne. Łuska zaczęła się pojawiać równie systematycznie na wszystkich zmianach. Nie była wielka, ale była. Zmiany stały się także swędzące. Z pozytywnych aspektów to maść nagietkowa była pomocna w złuszczaniu narastającej łuski. Na koniec kuracji miałem głowę zajętą łuszczycą w około 50%. Maść nie wpłynęła wcale na stan zmiany łuszczycowej na nodze.
MAŚĆ NAGIETKOWA | |
---|---|
Zalety | Wady |
|
|
Moja opinia o maści nagietkowej
Niestety w moim przypadku testy z maścią nagietkową nie wyszły korzystnie. Łuszczyca zwyczajnie się rozwinęła. Z kilku niewielkich zmian na głowie zrobiły się całe placki łuszczycowe. Zmiany były bardziej widoczne i zaczęły swędzieć. Jednak były w miarę płaskie. A narastającą łuskę można było się pozbyć, stosując tę maść. Więc do celów złuszczających mogłaby się nadawać. Ponadto ze względu na swoje właściwości fizyczne, łuska nie była widoczna po posmarowaniu – chyba że odczepiła się od zmiany. Wtedy łuski są widoczne we włosach.
Osobiście użyłbym maści nagietkowej tylko do złuszczania. Ewentualnie pomocniczo, żeby natłuścić zmiany.
Nie używałem konkretnie tej maści która była testowana, ale na mnie bardzo dobrze działa maść “Balea Balsam Melkfett Nagietkowy Tłusty”. W moim przypadku spisuje się bardzo dobrze jako preparat natłuszczający i wspomagający leczenie.
Melkfett stosowałem w tej kuracji w czasie urlopu (12 tydzień):
https://blog.luszczyce.pl/lekarstwa/magnipsor-moja-kuracja-i-opinia/
Pewnie bym go przetestował osobno, ale ktoś mi go w domu wyrzucił :/ Ponadto Melkfett nie jest typowym preparatem nagietkowym. Jest to wieloskładnikowy produkt. Oprócz nagietka zawiera pantenol, beta-karoten, lanolinę, tokoferol (witamina E), olej sojowy, olej słonecznikowy, olej z orzechów ziemnych, ekstrakt z łupin orzechów włoskich czy ekstrakt z korzenia marchwi. Najciekawsze jest to, że Melkfett jest tylko o 3 zł droższy od maści nagietkowej (swoją kupiłem za 6 zł), a jest go 12 razy więcej. Tylko, że maść nagietkowa ma status leku i jak jest podany dokładna gramatura składu, to taka jest. W przypadku Melkfett zawartość składników może się różnić.